- poznanie historii wojny trojańskiej oraz jej wybranych bohaterów poprzez lekturę wybranych dzieł literackich (z literatury antycznej oraz nowożytnej) ze szczególnym uwzględnieniem kontekstu kulturowego, społecznego, historycznego; - analiza i interpretacja utworów literackich; - analiza i interpretacja dzieł kultury popularnej;
Priam był królem Troi podczas wojny trojańskiej. Hekuba była żoną Priama. Ich córkami były Creusa, Laodice, Polyxena i Cassandra. Ich synami byli Hector, Paris (Aleksander), Deiphobus, Helenus, Pammon, Polites, Antiphus, Hipponous, Polydorus i Troilus. Sarpedon był przywódcą Licji i sojusznikiem trojanów w wojnie trojańskiej.
Podstęp, fałszywość, niebezpieczny dar, ukryte niebezpieczeństwo. Pod koniec 10. roku wojny, Grecy udali rezygnację z oblężenia, pozostawili po sobie jedynie ogromnego drewnianego konia. Trojanie wprowadzili dar do miasta nie wiedząc, że w środku kryje się oddział rycerzy. Grecki podstęp spowodował upadek Troi.
Plan wydarzeń Wojny Trojańskiej. 1. Ślub boginki morskiej Tetydy z księciem tesalskim Peleusem. 2. Pojawienie się na weselu bogini niezgody Eris. 3. Przekazanie złotego jabłka Afrodycie przez Parysa. 4. Powrót Parysa na dwór królewski.
Jan Parandowski i Mitologia. Od 1922 do 1924r. Parandowski pełnił funkcję kierownika literackiego w wydawnictwie Alfreda Altenberga, gdzie zajmował się serią Wielcy pisarze oraz przekładami literatury klasycznej. Jednocześnie był również współpracownikiem Gazety Porannej, Tygodnika Ilustrowanego, Wiadomości Literackich i tygodnika
MITOLOGIA AUDIOBOOK JAN PARANDOWSKI, TEODOZJA TURACZY • Audiobook ☝ Darmowa dostawa z Allegro Smart! • Najwięcej ofert w jednym miejscu • Radość zakupów ⭐ 100% bezpieczeństwa dla każdej transakcji • Kup Teraz! • Oferta 12846614901
Wypełniała się przepowiednia Kalchasa. Dziewięć lat upłynęło. Sami bogowie brali udział w tych bezprzykładnych zmaganiach. W dziesiątym roku wojny wybuchła w obozie greckim zaraza. Dusze bohaterów ciżbą tłoczyły się do bram Hadesu. Za zbrodnię Aga-memnona mścił się Apollo.
krwawej wojnie. Ostateczne rozstrzygnięcie wojny przyniósł podstęp. wymyślony przez Odyseusza, który zarządził budowę wielkiego. drewnianego konia, który miał zostać ofiarowany w darze Atenie. Trojanie. przyjęli dar, nie wiedzieli bowiem, że we wnętrzu konia ukryli się greccy. wojownicy. Kiedy nastała noc, Grecy wyszli z konia
3. Początek wojny trojańskiej. a) powszechna mobilizacja. b) Agamemnon obrany wodzem wyprawy. 4. Odys u wyroczni delfickiej - informacje. a) bez Achillesa Grecy nie wygrają. b) wyprawa Odysa na dwór Likomedesa, by zabrać Achillesa na wojnę. 5. Rozbicie obozu pod murami Troi. 6. Pojedynki Greków i Trojan. 7.
Mitologia. Tytuł: Mitologia. Wierzenia Greków i Rzymian. Mit: opowieść o wierzeniach danej społeczności, ukształtowana tak, by mogła być przesłaniem moralnym lub przekazem określonego sensu. Mity porządkowały wiedzę o świecie, rozstrzygały najważniejsze wątpliwości, odpowiadały na odwieczne pytania o pochodzenie świata i
9AQF. Wojna trojańska Autor:Jan Parandowski (1895-1978) Ilustracje:Zbigniew Parandowski (1929-2017) Wyd. w latach:1947 - 1995 Wydane w seriach:Lektura Szkolna ISBN:83-10-10215-1, 83-85000-71-2 Autotagi:drukksiążkiopowiadania Więcej informacji... Publikacja zawiera dwie historie, będące adaptacją wielkich arcydzieł starożytnej Grecji. Pierwsza historia opowiada o tułaczce Odyseusza, który zmuszony do udziału w wojnie trojańskiej, po jej zakończeniu powraca do swojej wiernej żony - Penelopy. Druga nowela przedstawia najważniejsze wydarzenia z przebiegu wojny trojańskiej. Więcej... Brak zasobów elektronicznych dla wybranego dzieła. Dodaj link Nikt jeszcze nie obserwuje nowych recenzji tego dzieła. Inne tytuły:Przygody Odyseusza Autor:Jan Parandowski (1895-1978) Ilustracje:Zbigniew Parandowski (1929-2017) Wydawcy:Wydawnictwo Nasza Księgarnia (1994-1995) Wydawnictwo Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek (1982-1989) Wydawnictwo Iskry (1956-1988) Wiedza Powszechna (1974) Trzaska Evert i Michalski (1947) Serie wydawnicze:Lektura Szkolna ISBN:83-10-10215-1 83-85000-71-2 Autotagi:dane numeryczne dokumenty elektroniczne druk epika historia ikonografia książki literatura literatura piękna opowiadania powieści proza zasoby elektroniczne zbiory opowiadań Powyżej zostały przedstawione dane zebrane automatycznie z treści 19 rekordów bibliograficznych, pochodzącychz bibliotek lub od wydawców. Nie należy ich traktować jako opisu jednego konkretnego wydania lub przedmiotu. Kliknij na okładkę żeby zobaczyć powiększenie lub dodać ją na regał. Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego Dotacje na innowacje - Inwestujemy w Waszą przyszłość Uprzejmie informujemy, że nasz portal zapisuje dane w pamięci Państwa przeglądarki internetowej, przy pomocy tzw. plików cookies i pokrewnych technologii. Więcej informacji o zbieranych danych znajdą Państwo w Polityce prywatności. W każdym momencie istnieje możliwość zablokowania lub usunięcia tych danych poprzez odpowiednie funkcje przeglądarki internetowej.
Hestia (Westa) Najświętszym miejscem w każdym domu greckim było ognisko. W czasach najdawniejszych stało ono w głównej świetlicy, w megaronie, między czterema słupami, a dym uchodził przez otwór w pułapie. Każdy przybysz, gość lub zbieg, o ile nie był pewny dobrego przyjęcia, chwytał się brzegu ogniska i to wystarczało, aby go uważano odtąd za stojącego pod opieką bogów. Nie wolno go było zabić ni w jakikolwiek sposób skrzywdzić: był bezpieczny, jakby się znajdował w świątyni. Tę tak zwyczajną kupę cegieł, kamieni i zardzewiałych rusztów zmieniała w dostojny ołtarz obecność bóstwa. Opiekunką tej świątyni domowej była Hestia, najstarsza córka Kronosa i Rei, siostra Dzeusa i Hery. Ślubowała dziewictwo i nie miała własnej rodziny, ona, co stała na straży wszystkich innych rodzin. Była jakby uosobieniem gospodyni domu: przyjmowała pannę młodą i wprowadzała ją do nowej zagrody. Gdy bowiem młoda małżonka wkraczała w progi męża, szła na przedzie jej matka, niosąc w ręce pochodnię zapaloną przy własnym ognisku domowym i tą pochodnią rozniecała zarzewie na ognisku córki i zięcia. Gospodynie domu miały szczególne nabożeństwo do swej patronki. Przez całe życie oczekiwały od niej wszelkich dobrodziejstw, a umierając zlecały jej opiece swoje sieroty. Tak zaś wielkie i ogólne było poszanowanie tej dobroczynnej bogini, że we wszystkich modlitwach jej imię kładziono na pierwszym miejscu. Ilekroć kto wyjeżdżał z domu, prosił Hestię, żeby mu dała wrócić szczęśliwie do progów rodzinnych; gdy wracał, witał ją modlitwą dziękczynną. W piąty dzień po narodzeniu dziecka obnoszono je dokoła ogniska, oddając w opiekę Hestii, a była to doniosła uroczystość, połączona z nadaniem imienia. W oczach starożytnych gmina, miasto lub państwo były tylko rozszerzoną rodziną, przeto wszystkie te zrzeszenia społeczne miały również swe ogniska święte. Niejednokrotnie był to “ogień wieczny", który wciąż podsycano, aby nigdy nie zagasł. Płonął on w jednym z budynków publicznych, zwykle w ratuszu, a kapłanami Hestii byli najwyżsi urzędnicy. Gdy wysyłano kolonistów do założenia nowych siedzib na dalekich wybrzeżach, dawano im żagiew zapaloną u ogniska Hestii w rodzinnym mieście, aby ten sam płomień ogrzewał ich i na obczyźnie, aby ci sami bogowie opiekowali się nimi i pod obcym niebem. Hestia nie potrzebowała świątyń ani ołtarzy. Świątynią jej był każdy dom, ołtarzem każde ognisko domowe. Gdy spośród suchych gałęzi strzelał jasny płomień, był on zarazem jakby wizerunkiem samej bogini. Dlatego posągi jej są bardzo rzadkie. Przedstawiana bywa jako poważna niewiasta, w postawie siedzącej lub stojącej, w szatach matrony, zawsze spokojna, o łagodnym spojrzeniu. Demeter (Ceres) W poszarpanej szacie, z rozwiązanymi włosami, pełnymi prochu i popiołu, idzie żałobna i smutna starożytna mater dolorosa - Demeter. Wyschły w jej ręku kłosy zboża i zwiądł czerwony kwiat maku. Przymglone oczy, w których już łez nie ma, wloką się z przedmiotu na przedmiot, zawiedzione i bezradne. Matka szuka zaginionej córki. Oto zostawiła ją na łące, nad brzegiem Oceanu, bawiącą się z nimfami. Odchodząc zabroniła jej zbierać narcyzów, kwiatów zwodniczych, poświęconych bóstwom podziemnym. Persefona była posłuszna. Zrywała tulipany, dźwigające na krępej łodyżce kielich żółty lub purpurowy, hiacynty, w których pachnie dusza pięknego młodzieńca, i ciche, dobre fiołki, i niebieskie oczka niezapominajek, a z daleka omijała narcyzy, albowiem - jak mówiła matka - w ich białych płatkach śpi pragnienie, a ich woń odwraca myśli od nieba. Wtem ziemia wydała kwiat, jakiego słońce nigdy nie widziało. Z jednego korzenia wyrastało sto głów, rozgorzałych złotem przykoronków, a karbowane brzegi białych płatków płonęły jasnym szkarłatem. Cudowna woń napełniła niebo, ziemię, przeniknęła do słonej głębiny morza, aż wszystkie nereidy podniosły się ze swych szmaragdowych łóżek i zawołały: “Ach!" Persefona obejrzała się wokoło, czy jej nikt nie widzi, i prędko zerwała kwiat. Upiła się jego zapachem, oczy jej zaszły mgłą i ciemność ogarnęła duszę. Wtedy rozwarła się ziemia i Hades, bóg piekieł, porwał Persefonę na wozie zaprzężonym w czarne rumaki. Gdy się ocknęła, wołała, krzyczała. Żaden bóg nie słyszał jej głosu, żadna z nimf, z którymi bawiła się na łące, nie nadbiegła z pomocą. Tylko mała Kiane, rusałka wodna, rozłożyła słabiutkie ręce, chcąc zagrodzić drogę gwałcicielowi. Ale czarne rumaki przeleciały nad nią, boginka zalała się łzami i rozpłynęła w strumień. Otoczeni chmurą pędzili ze świstem huraganu ponad ziemią i morzem. Z oczu Persefony znikły znajome wybrzeża, wysypały się kwiaty z jej trzcinowego koszyka, wreszcie otwarła się czeluść Tartaru. Na próżno matka pytała o nią każdego przechodnia. Ani bóg, ani człowiek, ani ptak żaden nie podał jej wieści o córce. Błądziła po wszystkich lądach i morzach. Nocą zapalała pochodnię i przy jej czerwonym blasku przeszukiwała załomy skał, uroczyska leśne, zakamarki starych świątyń, dziuple drzew spróchniałych. Przez dziewięć dni i dziewięć nocy szukała Persefony i nie było na ziemi kąta, do którego zajrzałaby rozpacz matki. Na koniec, utrudzona i bezradna, przywlokła się do Eleuzis nad Zatoką Salamińską i usiadła przy Dziewiczej Krynicy. Kamień, na którym spoczęła, nazwano Skałą Smutku, a źródło Pięknem, albowiem jej łzy były jak perły. Właśnie w tym czasie szły po wodę do krynicy córki króla Keleosa. Spostrzegły biedną staruszkę w łachmanach, mówiły do niej “matko", nie wiedząc, jak bardzo ranią jej serce. Pocieszały ją, jak mogły i prosiły, by poszła z nimi. Zgodziła się mówiąc: “Mogę być pożyteczna w domu. Znam się na robotach kobiecych i umiem ścielić łóżka dla państwa. Znam dużo ładnych bajek i potrafię pieścić małe dzieci". Królewny ucieszyły się, albowiem właśnie urodził się im braciszek. Gdy Demeter stanęła na progu, wydała się królowej Metanirze majestatyczna i dostojna. Królowa podbiegła do nieznajomej i prosiła, by usiadła. Demeter uczyniła według jej życzenia i w tej siedzącej postawie znów wyglądała na jedną z tych staruszek, co w pałacach królów bawią dzieci lub prowadzą gospodarstwo. Kobiety jej nie poznały, gdyż trudno śmiertelnym rozeznać boga. Widząc jej smutek zaczęły ją bawić żartami. W końcu uśmiechnęła się, przemówiła i wzięła jadło, które jej podano. Z wdzięczności za gościnę Demeter zajęła się wychowaniem najmłodszego z królewiczów, dziecka wątłego i chorowitego. Chcąc je uczynić nieśmiertelnym, brała w nocy niemowlę z kołyski i kładła w ogień, aby płomień strawił w nim wszystko, co ziemskie i zniszczalne. Metanira zobaczyła to raz przez szparę w drzwiach i wpadła z krzykiem do pokoju, sądząc, że obca niewiasta chce spalić jej syna. Dziecko wymknęło się z rąk Demetry i umarło w płomieniach. W tej chwili świetlica napełniła się wonią jakby zbóż, owoców z sadu i wszystkich kwiatów ziemi. Z łachmanów starej kobiety wyrosła piękność niebiańska. Złote włosy, podobne kłosom dojrzałej pszenicy, rozjaśniły dom niby błyskawicami. Metanira przypadła do jej nóg poznając wielką boginię. Zanim odeszła, ofiarowała Demeter królewiczowi Tryptolemosowi ziarna zbóż i wóz zaprzężony w skrzydlate rumaki i kazała mu przelecieć ziemię od końca do końca i rozsiewać życiodajne ziarno, gdy skończą się dni posuchy. Pani urodzajów okryła pola żałobą. Przeklęła “łanów zieloną chwałę" i zasiewy zmarniały, i trzody nie miały świeżej karmy, i ludzi nawiedził głód. W żarnej spiekocie wyschły rzeki i krynice, a z opustoszałych ołtarzy nie wznosił się ku bogom dym ofiar. Trzeba było przebłagać Demetrę. A ona właśnie dowiedziała się całej prawdy od wszystkowidzącego Słońca i zagniewana na bogów ukryła się tak, że nikt jej znaleźć nie mógł. Dopiero Hermes odszukał ją w zapadłej pieczarze gór arkadyjskich, gdzie osiadła, z dala od świata, sama jedna ze swoją żałobą. Dzeus wysłał do niej muzy i charyty, najmilsze i najwymowniejsze boginki - nie słuchała, co mówiły. Wtedy nakazał bratu Hadesowi zwrócić porwaną Persefonę. Król piekieł spełnił zlecenie, lecz rozstając się z Persefoną, podał jej jabłko granatu, a ona zjadła kilka ziarnek nie wiedząc, że ta odrobina wiąże ją na zawsze z państwem cieniów. Odtąd corocznie, na przeciąg trzech miesięcy, musiała wracać do męża. Gdy Persefona wychodziła z podziemia, świat maił się wszystkimi kwiatami wiosny, tak wielka była radość Demetry. Ale równie wielka była boleść przy każdym rozstaniu. Żegnały się, jakby się już nigdy więcej nie miały zobaczyć. Jedną z najpiękniejszych scen Nocy listopadowej Wyspiańskiego jest takie jesienne pożegnanie matki z córką. Demeter mówi: O córo, żegnaj ukochana, matczyne serce pogardzone; już mnie nie trefić twoich włosów, ostatni raz twe plotłam kosy; już mnie nie stroić tobie szatki, już idziesz precz od matki... I wówczas, jak w owe pierwsze dni żałoby, Demeter odchodzi od pól i ogrodów i wszystko zamiera: Porwano oto pełne życie w pełni świeżości kras i uwiedziono w noc i grób, i uwiedziono na rozdroża i łęgi zapadłe. Patrzajcie, krzywda się stała: Oto wszystko widzicie umarłe, powiędłe i zgasłe, i zbladłe; Ziemia się stała jak trup; drzewa obnażone z szat, zdeptany owoc i kwiat... Zima. A gdy przeminie, wraca Persefona do matki, niosąc ze sobą nową wiosnę. W tej legendzie zawiera się całe życie ziemi, jej rozkwit i uwiąd, ból i radość matki - albowiem ziemia jest “matką". W ostatni dzień przed swoim odejściem z Eleuzis Demeter zebrała dokoła siebie rodzinę królewską i usiadłszy na wzgórzu objawiła obecnym święte tajemnice. Na tym miejscu później zbudowano świątynię Demetry, gdzie corocznie odprawiały się wielkie misteria. W złociste dni wrześniowe szły pochody z Aten do Eleuzis. Kapłani, urzędnicy, obywatele, niewolnicy i cudzoziemcy postępowali za wozem wiozącym w koszach jakieś tajemnicze świętości, odwieczne wizerunki i symbole bóstw o kształtach dziwnych i strasznych. Po długich postach i wstrzemięźliwości przystępowano do obrzędów, w których mogli brać udział tylko wtajemniczeni. Dla nich otwierały się w końcu wrota telesterionu, wielkiej sali, jakby teatralnej, otoczonej z trzech stron rzędami siedzeń, kutymi w żywej skale. Przedstawiano dramat święty, który składał się ze “stacyj" męki Demetry. Przy dźwiękach muzyki śpiewał chór nimf, demonów, cieni zmarłych i dusz błogosławionych. Widziało się rozpacz bogini i jej próżne poszukiwania. Persefona w wieńcu z narcyzów siedziała na tronie obok Hadesa, pośród duchów piekielnych, trzymając w dłoni pęk maków. Na koniec wracającą do matki córkę witała radość istot niebieskich. Wstrząsające widowisko potęgował mrok świątyni, którą rozjaśniało na krótko jaskrawe światło otaczające posąg Demetry, odświętnie przybrany, po czym znów zapadała ciemność i pod sklepieniem pojawiały się nietrwałe błyski, aby oświecić jakieś widma lub potwory. Ciszę przerywały nagłe gromy. Aż w końcu, wśród nieprzerwanego milczenia, otwierały się wysokie podwoje i przy blasku pochodni odsłaniał się w głębi rozkoszny sad, pełen drzew, kwiatów i woni. Kapłan dyktował święte statuty, objawiał dzieje powstania świata i ukazywał wtajemniczonym a sprawiedliwym lepszy los na tamtym świecie, właśnie w takiej krainie szczęśliwości, gdzie ciągną się nieskończone pląsy i przechadzki po łąkach kwiecistych, których powietrze rzeźwi łagodny wiatr, kochanek srebrnej topoli1. Demeter - to bogini jedna z najczcigodniejszych. Jej imię oznacza: “gleba-matka", a ona sama jest uosobieniem tej urodzajnej warstwy ziemi, w którą człowiek składa ziarna. Bóstwo, ze wszech miar dobroczynne, dało ludziom oprócz zbóż drzewo figowe, kwiat maku, a w okolicach suchych i skalistych otwierało źródła. Demeter opiekowała się osadami rolników, ich życiem i obyczajem. Na wiosnę, kiedy rodzą się jagnięta, Demeter przebywała na polach, jesienią chodziła dokoła stodół jako dobry duch snopów; jej obecność odczuwały gospodynie, gdy wsadzały do pieca pierwszy chleb z nowego plonu. Ale ta patronka bytu rolniczego czuwała i nad innymi sprawami. Jej imienia wzywano przy zawieraniu układów, a urzędnicy i sędziowie, obejmując swe stanowiska, składali przysięgę Demetrze, iż przestrzegać będą praw pisanych i zwyczajowych. W Arkadii istniał prastary wizerunek Demetry z głową końską; trzymała w jednej ręce gołębia, w drugiej delfina. Albowiem ta odwieczna bogini w wyobrażeniu najdawniejszych mieszkańców Grecji była stworzycielką i ptaków, i ryb, boginią całej żyjącej przyrody. A gdy Grek wymawiał słowo “przyroda", nie tylko widział wówczas pola i łąki, lasy pełne zwierząt i wody pełne ryb, ale też niemal oczywiście odczuwał tę moc twórczą, która tkwi w ziemi i w wodzie i sprawia, że wszystko, co dookoła widzimy, żyje i wciąż się odradza. A więc Demeter była boginią życia, jak znów Persefona (zwana często: Korą, “córka") boginią śmierci. Atrybutami Demetry i Persefony są kłosy i maki, narcyz i jabłko granatu. Zazwyczaj składano im w ofierze krowę lub maciorę. Wyobrażana była Demeter jako poważna bogini o oczach pełnych zadumy; na głowie ma wieniec z kłosów, a w ręce trzyma pochodnię; powłóczysta szata opada jej do stóp. Dionizos (Bachus) Pewnego dnia, za panowania króla Penteusa, mieszkańcy Teb zobaczyli na swoich polach dziwny orszak. Na przedzie szły parami osły uginające się pod ciężarem miechów skórzanych, w których słychać było bulgotanie wina. Otaczała je zgraja dziwnych istot z różkami na głowie i małym figlarnym ogonkiem poniżej pleców. Jedni z nich byli brodaci, drudzy o gładkich policzkach. Wszyscy mieli nogi kosmate, zakończone rozszczepionymi kopytkami. Kłócili się, krzyczeli, potrącali się wzajemnie, rozdając sobie mocne kuksańce. Co chwila któryś z nich przybiegał do bukłaków niesionych przez osły i odlewał sobie złocistego wina w dwuuszny puchar. Za nimi jechał na ośle łysy starzec o tłustym, obwisłym brzuchu, podobny z wejrzenia do tamtych. Był przywiązany do osła girlandami kwiatów. Ledwo się trzymał staruszek, a pił dalej i wciąż mu jeszcze dolewano. Prowadził sam z sobą jakieś nieskończone rozmowy. Niewyraźne, bez związku słowa ocierały się o jego grube, mięsiste wargi. Dokoła uwijały się roje małych i dużych istot o nóżkach kosmatych. Szumiał nad nimi śmiech jak chrzęst leśnego potoku spadającego wśród kamieni i wykrotów. Grały fletnie, bębny, cymbały. Dziewczęta i młode kobiety rozhukaną ciżbą tłoczyły się, to znów rozbiegały ze śmiechem szalonym, krzykiem i śpiewaniem. Strojne były w powój, gałęzie dębu i jodły, umajone bluszczem. Na białe odzienie z wełny narzuciły pstre skóry zwierzęce: jelonka, lamparta lub pantery. Niektóre otoczyły szyję splotami fig purpurowych. Nad głowami wywijały zielonymi prętami z zatkniętą u góry szyszką (tyrsami). Jedne tańczyły w biegu jakiś pląs o nieuchwytnym rytmie, inne trzymały w rękach kawałki rozdartych żywcem zwierząt, owijały swe szyje dymiącymi trzewiami, chłeptały gorącą krew, która spływała im po policzkach i bryzgała na szaty. Włosy na wiatr puszczone zwisały nad głowami chmurą czarną lub złotą. Co chwila któraś z nich wznosząc tyrs wołała: Euoe! Bez ustanku grały bębny i cymbały. Od czasu do czasu, gdy opadały z nich mdlejące dłonie, wśród nagłej ciszy dobywały się śmielej słodkie jak miód tony frygijskich fletni. Szeregi dziewcząt rzedniały. Za nimi wysunęły się najpierw dwie pantery, całe ubrane białymi różami, potem szły łagodnie dwa lamparty w girlandach z róż czerwonych, a na końcu dwa lwy w ozdobie kwiatów rozmaitych. Ten potrójny zaprząg ciągnął złocisty rydwan. Na purpurowych poduszkach leżał prawie nagi młodzieniec dziwnej urody. Oczy miał łagodne jak leśne fiołki. Usta miał czerwone jak pęknięte jabłko granatu. Włosy miękkie, połyskujące złotem, spadały mu na ramiona. Ani król Penteus, ani nikt z jego otoczenia, ani nikt z całego ludu tebańskiego nie wiedział, co znaczy ten orszak ni kto jest ów młodzieniec leżący na purpurowych poduszkach. Dopiero pewien stary wieszcz tak rzecz objaśnił: “To jest bóg Dionizos i z naszej on ziemi pochodzi. Matką jego była Semele, córka króla Kadmosa, a ojcem Dzeus. Semele prosiła najwyższego boga, by się jej ukazał w całym majestacie gromowładcy. Dzeus spełnił jej życzenie, ale oczy śmiertelnej kobiety nie mogły znieść blasku i grozy pana ognistego i Semele spłonęła wydając przedwcześnie na świat małego Dionizosa. Dzeus oddał niemowlę na wyżywienie nimfom góry Nysy, która leży w Arabii Szczęśliwej. Milutkiego chłopca muzy uczyły śpiewu i tańca, a mistrzem jego był Sylen, ten gruby staruszek, który jedzie na ośle; jest to mądry bożek leśny, co zna wiele tajemnic, zakrytych przed oczyma ludzi. Dionizos był jeszcze pacholęciem, gdy wybuchła wojna z gigantami. Brał w niej udział pod postacią lwa i bardzo dzielnie stawał. A w kilka lat później zdarzyła mu się taka przygoda: stał nad brzegiem morza, ubrany w piękną, powłóczystą szatę z purpury. Właśnie przepływał statek piracki. Rozbójnicy wzięli pięknego młodzieńca za jakiegoś królewicza i porwali go spodziewając się wielkiego wykupu. Gdy go związali, kajdany wnet same opadły. Sternik widząc, że musi to być jakiś bóg, namawiał towarzyszy, aby jeńca wypuścili na wolność. Ci jednak śmiali się ze starego. Wtedy maszt zakwitł winną latoroślą, a na miejscu, gdzie stał młodzieniec w purpurze, zjawił się lew, który rzucił się na bandę rozbójników. Przerażeni wskoczyli do morza i zostali tam na zawsze, bo ich moc boża zmieniła w delfiny. Dionizos pierwszy z bogów żył na ziemi, przenosząc jej góry, bory, morza, łąki nad złoty przepych Olimpu. Każde stworzenie przychodziło doń chętnie, gdyż był dobry i łagodny. Czarował drapieżne bestie i przenikając do głębi kniei wyprowadzał stamtąd duchy leśne, tych wszystkich kozłonogich satyrów, którzy mu służą i głoszą jego chwałę swą bujną wesołością. Wydobył z ziemi winną latorośl i uczył ludzi, jak się sadzi jej drzewka i jak delikatne jej gałązki przewija się między konarami wiązu. Chcąc dać wszystkim swój wynalazek zwędrował świat cały. Szedł przez Lidię o biało-kamiennych miastach, przez urodzajne pola frygijskie, przez rozpalone w słońcu równiny Persji, przez Medię, na której górach wieczny śnieg leży, przez Szczęśliwą Arabię i Azję, której bogate miasta kąpią się w morzu. W końcu na ostatnich rubieżach ziemi podbił Indie, kraj sennych dziwów. Mówią, że Egipcjan nauczył uprawy roli i bartnictwa. W wędrówce towarzyszyły mu bachantki i menady, ubrane w cętkowane skóry jelonków, i wywijając tyrsami śpiewały pieśni dzikie, szalone. Kozłonogie satyry i pany, syleny o końskim ogonie i centaury mające postać pół końską i pół ludzką cisnęły się gwarnym tłumem za jego rydwanem, bijąc w bębny i cymbały, grając na fletach i piszczałkach. Teraz właśnie wraca ze Wschodu, krainy wszelkich cudów, i zaprowadza nowe obrzędy, które święcić należy nocą, po wąwozach gór, śpiewając na jego cześć pieśni wesołe. A kto mu nie ulegnie i kto w nim boga nie uzna, ten poniesie srogą karę. Oto straszliwy przykład córek Minyasa. Były to trzy śliczne królewny, które umiały cudnie wyszywać. Po całych dniach haftowały, tak że kilka największych komnat w pałacu zaległy od podłogi do sufitu stosy wyszywanych tkanin. Gdy przyszły święta Bachusa, całe Orchomenos wysypało się na pola i lasy z krzykiem nabożnym. Tylko królewny zostały w domu, przy swojej robocie, mówiąc, że gardzą tymi dzikimi obrzędami. Nagle, już późną nocą, świetlicę napełnił dziwny hałas, jakby cymbałów, trąb i fletów. Powietrze przeniknęła woń mirry i szafranu. Tkanina, którą siostry wyszywały, pokryła się zielenią. Z krosien wyrosły latorośle winnej macicy. Światła pogasły, po pokoju przelatywały zapalone pochodnie, z ciemnych kątów ozwał się ryk dzikich zwierząt, pałac zakołysał się i zadrżał w posadach, jakby miał runąć. Strwożone królewny chciały uciekać, gdy wtem ich ciała skurczyły się, a biała skóra zamieniła się w ciemną błonę. Przemienione w nietoperze, unikają odtąd światłości dziennej i nocą latają wokół domów". Tak mówił mądry wieszczek, a cały lud tebański słuchał w skupieniu. Lecz król Penteus zgromił go i zapowiedział, że w swym państwie nie pozwoli na święcenie hałaśliwych uroczystości, które zakłócają porządek publiczny, i że bóg pijaków nie jest żadnym bogiem. Słysząc jawne bluźnierstwo, wszyscy go opuścili i przyłączyli się do orszaku Dionizosa. Wówczas sam poszedł na góry kitajrońskie, gdzie słychać było śpiewy nocne, aby swą powagą królewską położyć kres wyuzdanej zabawie. Lecz bachantki, wśród których znajdowała się jego matka Agaue, rzuciły się na Penteusa i rozszarpały go w kawałki. Dionizos wyobraża nie tylko dobroczynnego ducha wina, ale niejako duszę wszystkiego, co żyje. Rządzi rodzeniem, śmiercią i zmartwychwstaniem i objawia się w bujnej przyrodzie wiosny. Od niego pochodzą trzy tajemnicze panny: Ojno, Spermo, Elais, które posiadają cudowny dar przemieniania wszelkich rzeczy na wino, ziarno i oliwę. Dionizos sam stwarza z niczego mleko i miód, a pod uderzeniem jego laski ze skał wytryska woda. Cała twórcza potęga ziemi tkwi w tym krewniaku Demetry - na równi z nią jest roz-dawcą ukrytego zdrowia ziemi i wszystkich jej bogactw. Wierzono, iż bóg śpi w zimie, a budzi się na wiosnę, i obchodzono uroczyście ten jego sen i przebudzenie. W Elis i w Argos niewiasty wczesną wiosną wywoływały go z morza śpiewaniem hymnów, a w Delfach, gdzie jego kult był prastary, istniała piękna ceremonia mistycznego zmartwychwstania. Corocznie, około zimowego przesilenia, gdy zaczyna dnia przybywać - kapłanki zbierały się nocą w świątyni, w której był “grób Dionizosa", z pochodniami w ręku otaczały jego ołtarz, śpiewały i tańczyły, budząc w ten sposób boga ze snu zimowego. Zdaje się, że pojmowano to jako “boże narodzenie", albowiem jednocześnie kapłanki huśtały w świętych jasłach jakiś symboliczny obraz. Zresztą w całej Grecji Dionizos był szczególnie czczony w okresie zimowego przesilenia. Grudniowe święta obchodzono w nocy. Kobiety z zapalonymi pochodniami, wśród śpiewów, biegały po wąwozach górskich. Obrzędy te nazywano orgiami, od słowa greckiego orgé - podniecenie. Szalone tańce, dzikie okrzyki i ogłuszająca muzyka wytwarzały ekstazę, zapamiętanie religijne, uważane za duchowe połączenie się z bóstwem. Zdawało się ludziom biorącym udział w tych świętych orgiach, że dusze ich opuszczają ciało, że sam bóg w nie wchodzi, że stają się “pełni boga". To poczucie odrębności ciała i ducha prowadziło do wiary w nieśmiertelność duszy, która jest cząstką człowieka niezniszczalną i po śmierci ciała przechodzi w nowe kształty. Do niedawna panowało przekonanie, że Dionizos był w Grecji zjawiskiem nowym, że przybył do niej gdzieś z Tracji czy Frygii (Azja Mniejsza), dziś jednak, po odcyfrowaniu tabliczek glinianych z epoki mykeńskiej (XV-XIII w. ten pogląd uległ zmianie. Na tych tabliczkach, o sześć wieków starszych od Homera, pojawia się imię Dionizosa wśród innych znanych bogów - Dzeusa, Hery, Ateny, Apollina - co dowodzi, że nie był on późnym przybyszem. Może jednak podania o Penteusie i córkach Minyasa przechowały pamięć czasów, kiedy sprzeciwiano się wprowadzaniu szalonych obrzędów dionizyjskich, może ten sprzeciw zrodził się w kołach arystokracji rycerskiej w momencie, kiedy pod obcym wpływem dawny bóg zmienił swój charakter - nie widzimy bowiem, żeby od początku, w dobie mykeńskiej, był bogiem winnic. Tragik ateński Eurypides tak go sławił: “Dionizos jest bogiem rozkoszy. Panuje pośród uczt i wieńców kwietnych. Dźwiękiem swojej fujarki roznieca tańce wesołe. Z niego rodzą się śmiechy szalone i on rozprasza czarne troski. Jego nektar płynąc na stołach bogów zwiększa ich szczęście, a ludzie czerpią z jego radosnej czary sen i zapomnienie". Wielkiej czci doznawał w Atenach, gdzie pod jego wezwaniem odbywały się cztery ważne święta: Małe (czyli wiejskie) Dionizje jesienią - święto winobrania; Lenaje w styczniu - święto wytłaczania wina; Antesterie z końcem lutego - święto otwierania beczek z młodym winem, które wówczas próbowano. Wielkie (czyli miejskie) Dionizje w końcu marca i z początkiem kwietnia. Te ostatnie były najokazalsze. Wypadały w porze, kiedy na krótki czas twarda i sucha ziemia attycka, zwilżona wiosennymi wodami, zieleni się i zakwita. W pierwszy dzień świąt, po złożeniu ofiary, śpiewano uroczystą pieśń, zwaną dytyrambem. Od rana do późnej nocy przeciągały ulicami gromady ludzi uwieńczonych bluszczem. Każdy niósł kubek albo dzban wina, przepijano do siebie, witano się świętym okrzykiem Euoe, nucono piosnki wesołe i rubaszne. Nazajutrz o świcie ruszała procesja z Lenajonu, małej świątyni Dionizosa na południowym stoku Akropolis, gdzie znajdował się prastary drewniany posąg boga. W pochodzie niesiono ową szacowną świętość do kaplicy Dionizosa za miastem, skąd odprowadzano go z powrotem do Lenajonu pod wieczór, przy czerwonym świetle pochodni. Od połowy VI wieku przed n. e. podczas Wielkich Dionizjów odbywały się przedstawienia teatralne. Prosty ludek z winnic attyckich miał znów swoje Małe, czyli wiejskie Dionizje, obchodzone w grudniu, w czasie chowania do spichrzów nowego wina, a połączone z jarmarkiem garncarskim. Zabijano kozła i krwią jego podlewano korzenie winorośli. Wsie i podmieścia ożywały bujną wesołością. Radość była powszechna, bo nawet niewolnicy w tym dniu mieli zupełną swobodę. Wędrowne grajki i komedianty mieszali się z gospodarzami, którzy przysłaniali twarze zabawnymi maskami z kory drzewnej, inni chodzili posmarowani osadem winnym lub nawet farbą garncarską, podobni do starych, nieokrzesanych bożków, pomalowanych na czerwono. Oczywiście wino przelewało się strumieniami. Najstarszymi wizerunkami Dionizosa były proste słupy, na które zwykle nakładano brodatą maskę i ubierano je w szaty. Dionizos brodaty, w stroju powłóczystym, tak zwanej bassara (stąd Dionizos Bassareus), panuje w całej sztuce greckiej do IV wieku przed n. e. Odkąd zaś Praksyteles przedstawił Dionizosa jako młodzieńca bez zarostu, nagiego, z przerzuconą tylko skórą jelonka - typ ten stał się powszechny. W tysiącach posągów, płaskorzeźb i malowideł widzimy Dionizosa młodzieńczego, pięknego, świeżego, o dziwnie miękkich, jakby wypieszczonych kształtach, w wieńcu z bluszczu lub z liści winogradu, z tyrsem, z kiścią winogron lub dwuusznym pucharem (kantaros). Wypoczywa w cieniu winnej latorośli albo jedzie na wozie zaprzężonym w lwy lub tygrysy. Zwykle ma przy sobie panterę, lamparta, tygrysa i czasem pochyla się ku nim, aby dać im pić wino z dzbana. Składano mu w ofierze kozła lub zająca, czyniono obiaty z wina zmieszanego z wodą. Pan Dionizos miał liczną świtę. Zbierały się dokoła niego duchy dobre lub złośliwe, istoty na wpół zwierzęce, przedstawiciele dzikiego życia przyrody. Wśród nich najpoważniejszy był Pan. Urodził się w Arkadii. Przyszedł na świat z nogami i rogami kozła. Uszy miał długie, kosmate, capią brodę i cały był porosły tą sierścią. Przeraziły się płoche nimfy arkadyjskie, ujrzawszy poczwarne dziecko. Ale Hermes, który, jak się zdaje, był jego ojecem, zabrał kozłonoga i zaniósł na Olimp, gdzie zabawne stworzenie weseliło swym widokiem szczęśliwych bogów. Oczywiście, tam nie pozostał. Życie olimpijskie nie przypadło mu do smaku. Wrócił na ziemię, gdzie mógł skakać po górach jak młody kozioł i bawić się z białymi trzodami, które pasą się na łąkach pachnących. Śmiano się z niego, lecz on niewiele sobie z tego robił, rósł prędko i chował się na tęgiego bożka. Był dobrego o sobie mniemania i nie sądził, żeby mu jego koźli wygląd nie pozwalał myśleć o małżeństwie. Pokochawszy młodą Syrinks, córkę bożka rzecznego Ladona, chodził za nią po całych dniach i prosił, żeby została jego żoną. Nieszczęśliwa dziewczyna, nie mogąc się pozbyć natręta, westchnęła do bogów o pomoc: ci przemienili ją w trzcinę. Widząc to Pan poznał, że jest brzydki, i było mu bardzo smutno. Usiadł wśród owej trzciny i płakał żałośnie. Wiatr zaś potrząsał trzciną rosnącą nad brzegiem strumienia i Panowi, zasłuchanemu w szum wiatru i szmer wody płynącej, zdawało się, że i roślina wydaje takie same dźwięki żałosne. Uciął z niej kilka łodyg, zrobił z nich siedem piszczałek nierównej długości, połączył je razem w jednym szeregu i tak powstała ulubiona fujarka pastusza, zwana syringą. Pan wygrywał na niej swe żale za piękną nimfą. I znów zakochał się Pan w nimfie Pitys. Cóż z tego, że mu była życzliwa, skoro miał współzawodnika w Boreaszu? Srogi bóg wiatru północnego, nie mogąc zdobyć wzajemności, strącił biedną dziewczynę ze skały. Pitys umarła, a z ciała jej wyrosła pierwsza sosna, drzewo odtąd Panowi poświęcone. Aby zapomnieć o swych cierpieniach, kozłonogi bożek ruszył w podróż. Zaciągnął się do orszaku Dionizosa i z nim przewędrował świat. Zaczem wrócił do ojczystej Arkadii. W swoich górach czuł się prawdziwym panem. Wieczorem, po łowach, kładł się nad brzegiem potoku i grał na fujarce. Żaden ptak nie mógł dorównać słodkiej melodii tego instrumentu, w którym płakała smutna dusza nimfy Syrinks. Gdy grał, zbiegały z gór mgliste boginki, śpiewały lub wziąwszy się za ręce tańczyły na leśnych polanach przy świetle księżyca. Wtedy pasterze budzili się w swoich schroniskach i słuchali w milczeniu muzyki rozkochanego boga. Nasz Asnyk, patrząc na piękny fresk pompejański, taką miał wizję kozłonogiego bożka: Na głazie zarośniętym jedwabistą pleśnią, W cieniu starych kasztanów siedzi Pan rogaty, Ucieszne bóstwo lasów, i weselną pieśnią Wypełnia rozbawione, szalejące światy. Kosmate koźle nogi podwinął pod siebie I, uwieńczon różami, w flet zawzięcie dmucha, A śpiew płynie po ziemi, po wodzie i niebie I kwili, wzdycha, pieści i miłośnie grucha, Aż sam Pan, upojony własnych brzmień słodyczą, Twarz przekrzywia podziwem i muska swą brodą Patrząc się jak artysta z miną tajemniczą Na pląsające nimfy, nadobne i młode. Te, przywabione pieśnią, wybiegły z ukrycia I tańczą lotną stopą po miękkiej murawie... Otaczali go czcią pasterze. Składali mu na obiaty miód i mleko kozie. Bali go się jak ognia. Nabożnie przestrzegali spoczynku południowego, który jest “godziną Pana". Wtedy gorąco jest największe. Powietrze, nawet w lesie, jest parne i sosny ronią woń żywiczną. Wiatr nie wieje i las staje nieruchomy. Liście zwieszają się na drzewach senne i omdlałe. Ptaki milkną, czyni się wielka, święta cichość. Pan wypoczywa w cieniu i nie lubi, żeby mu zakłócać sen głośnym krzykiem, śpiewem lub graniem. Wtedy wstaje zły i rozsiewa “strach paniczny", tak że pasterze umykają goniąc przed sobą spłoszone trzody, które spadają ze śliskich ścieżek górskich w przepaście. Niekiedy szerzył popłoch w szeregach nieprzyjaciół i Ateńczycy przypisywali swoje zwycięstwo pod Maratonem pomocy Pana, który zmusił Persów do ucieczki. Z wdzięczności wystawili mu kapliczkę na północnym stoku Akropolis. Do większego znaczenia doszedł Pan dopiero w czasach po Aleksandrze Wielkim, albowiem wtedy mieszkańcy wielkich miast zapłonęli nagłą miłością i tęsknotą do życia pasterskiego i na tle tych uczuć rozwinęła się poezja sielankowa. Idylliczne życie Arkadii wydało się nerwowym i zmęczonym ludziom ówczesnym stanem dziwnej błogości i wśród pochwał “szczęśliwej" Arkadii zaczęto śpiewać chwałę Pana jako boga pasterzy i ich życia bez trosk. Mniej więcej około tego czasu uległo zmianie samo pojęcie Pana. Filozofowie, na podstawie błędnej etymologii, tłumaczyli imię “Pan" jako wszechświat i widzieli w nim jakieś bóstwo rozlane w całej przyrodzie, twórcę i władcę wszechrzeczy. Za panowania cesarza Tyberiusza (14-32 r. n. e.) krążyła w świecie rzymskim dziwna opowieść. Oto pewne towarzystwo jechało z Grecji do Italii, gdy wtem nastąpiła przerwa w podróży wskutek nagłej ciszy morskiej. Po wieczerzy pasażerowie pili, zabawiali się, a kiedy już mieli iść spać, z głębi wyspy ozwał się potężny głos, który wołał po imieniu Tammuza sternika. Tammuz odpowiedział na wołanie dopiero za trzecim razem i wtedy otrzymał od tajemniczego głosu rozkaz, by skoro okręt przyjedzie w naznaczone miejsce, obwieścił, że wielki Pan umarł. Kiedy okręt zbliżył się do tego miejsca, Tammuz zakrzyknął z całych sił: “Wielki Pan umarł!" Na te słowa ze wszystkich stron ozwały się skargi i jęki przeraźliwe. Wszyscy obecni na okręcie byli świadkami tego zdarzenia. Wieść o nim szybko doszła do Rzymu. Cesarz Tyberiusz kazał sprowadzić owego Tammuza, a po rozmowie z nim zebrał uczonych filozofów, aby zasięgnąć ich opinii. Wszyscy byli zdania, że chyba w istocie umarł wielki bóg lasów. W wiekach średnich uważano go za demona i postać jego dała początek znanym wyobrażeniom diabłów. Przedstawiali go bowiem Grecy z brodą, o nogach kosmatych, zakończonych rozszczepionymi kopytkami, o uszach spiczastych, z zakrzywionymi rogami na głowie. Syleny Syleny były to pierwotnie bóstwa rzek i źródeł, czczone w Azji Mniejszej u Jończyków i Frygów, którzy je przedstawiali pod postacią pół koni i pół ludzi. Ów Marsjas, który tak nędznie skończył, wdawszy się w spór z Apollinem, był jednym z tych jońsko-frygijskich sylenów. Na kontynencie greckim, zwłaszcza w Atenach, sylenowie przyłączyli się do orszaku Dionizosa i tu zmienili nieco swój wygląd, przede wszystkim na bardziej ludzki. Dawano im jeszcze czasem ogony końskie, ale potem zmieszali się zupełnie do niepoznania z satyrami, przyjęli ich skórę koźlą i ich zwyczaje. Skończyło się na tym, że owe bóstwa, niegdyś samodzielne, straciły wszelką indywidualność na rzecz satyrów i został tylko jeden Sylen, o którym mówiono, że był wychowawcą Dionizosa. Ten miły staruszek nigdy nie jest zupełnie trzeźwy. Lubi nadmiernie wino i satyrowie poją go nim do syta. Często zaśnie gdzieś w jakiejś grocie z dzbanem pod głową i wówczas zbiegają się doń swawolne boginki górskie lub leśne, wiążą go mocno wieńcami z kwiatów, a czoło i skronie pomazują mu sokiem leśnych jagód. Nie gniewa się o to staruszek i gdy się obudzi, opowiada im wszelkie dziwy, jakie kiedykolwiek oglądało wszechwidzące oko słońca, one zaś słuchają, dopóki wieczór cichymi krokami nie zbliży się ku szczytom gór. Kiedy Bachus wędrował po wszystkich krajach ziemi, Sylen mu towarzyszył jadąc na ośle. Pewnego razu, podczas wypoczynku, zabłąkał się we wspaniałym parku i usnął wśród kwiatów, ów park był własnością króla Midasa, tego samego, któremu Apollo przypiął ośle uszy. Co rano setki robotników przychodziły porządkować wielki ogród królewski. Kilku z nich znalazło uśpionego Sylena. Poznali go natychmiast, związali girlandami kwiatów i niby jeńca zaprowadzili wśród śpiewów i śmiechów do króla. Midas ugościł serdecznie wesołego bożka i kazał go odprowadzić do Dionizosa, którego orszak bawił w okolicy. Dionizos, ujęty uprzejmością króla, zjawił się w pałacu i obiecał spełnić wszelkie jego życzenia. Midas poprosił, aby wszystko, czego się dotknie, zamieniało się natychmiast w złoto. Jakże się cieszył, widząc, że bóg go wysłuchał. W jednej chwili stał się najbogatszym człowiekiem na ziemi. Każdy najlichszy przedmiot pod dotknięciem jego ręki zmieniał się w szczere złoto. Uradowany zasiadł do obiadu. Wtem zbladł nagle. Kęs chleba, który niósł do ust, zaciążył mu w ręce bryłką świecącego metalu, wino, które pił z kubka, tężało mu w ustach w złote płytki. Ogarnął go lęk śmiertelny. Poznał całą głupotę swego życzenia. Nie zwlekając pobiegł za Dionizosem i na klęczkach błagał, aby mu bóg odjął ten straszny dar przemieniania wszystkiego w złoto. Dionizos kazał mu wykąpać się w rzece. Midas tak uczynił, czar opuścił jego ciało, a na dnie rzeki Paktolos od tej pory znajdowano złoto. Sylen był to mądry bożek, który znał przeszłość, rozumiał teraźniejszość i głęboko wzrokiem sięgał w tajniki przyszłości. A że był wesoły i towarzyski, zapraszano go wszędzie i ugaszczano rzęsiście. Wyglądał rubasznie, lecz umysł miał żywy, subtelny, stąd częstym bywał gościem na Olimpie, gdzie zabawiał bogów dowcipami, dykteryjkami i wykładem swej wesołej filozofii. Dawni kronikarze zachowują się nieraz tak, jakby Sylen nie umarł wraz z innymi bogami starożytności, ale przeżył znacznie świat antyczny. Oto np. podają, że w r. 1599 marszałek de Beaumanoir znalazł w lesie podczas polowania łysego Sylena, który spał zagrzebany pod mierzwą zwiędłych liści. Marszałek kazał go pojmać, związać i oprowadzał po zamkach i dworach swoich znajomych. Staruszek, który pamiętał Kronosa, nie mógł znieść takiej hańby: umarł w trzy miesiące później ze wstydu i zgryzoty. Pochowano go na cmentarzu Saint-Côme. Satyrowie (Fauny) O satyrach nie wiedziano, ani ilu ich jest, ani skąd pochodzą. Było ich wszędzie pełno. Mieli nogi koźle, zakończone rozszczepionymi kopytami, porosłe aż do pasa gęstą sierścią. Górna część ciała była ludzka, ale grube, czerwone wargi, capia broda i spiczaste uszy nadawały ich twarzom wygląd zwierzęcy. Niektórzy mieli rogi na głowie, jak Pan. Po lasach zabawiali się z nimfami, ludzi sprowadzali na manowce omylnym wołaniem lub błędnymi ognikami, pasterzom kradli kozy i owce, straszyli dokoła chat chłopskich. Krnąbrni i nieustępliwi, napadali nawet boginie i raz wyrwali Irydzie kilka piór tęczowych z prawego skrzydła. Ich królem, ich władcą, ich ukochaniem był Dionizos, którego dzieckiem nosili na rękach i kołysali do snu graniem na fujarce. On im pozwalał na wszystko i poił winem, którego nigdy nie mieli dosyć. Dyktator rzymski Sulla, któremu biografowie starożytni nie szczędzą cudownych przygód, miał znaleźć raz uśpionego satyra niedaleko miasta Apolonii w Epirze, w dolinie pokrytej pięknymi łąkami. Zadawano mu pytania w rozmaitych językach i narzeczach, ale on nie umiał dać żadnej odpowiedzi, tylko odzywał się głosem dzikim i ostrym, w którym było coś z rżenia końskiego i beku kozła. Sulla przestraszył się i kazał go precz odegnać. Liczne są posągi, płaskorzeźby, malowidła z wyobrażeniem tych wesołych bożków, którzy tańczą, grają, śpiewają, niosą bukłaki z winem, bawią się jak młode kozły albo zmęczeni i pijani śpią oparci o pień drzewa, bezwładni, z uśmiechem na grubych wargach. Są oni nam równie bliscy dziś jak przed wiekami. Nieraz w lesie zdaje się, że za chwilę posłyszymy, jak po mchach cwałują kosmate nóżki leśnego licha, które nagle stanie przed nami, jakby uciekło z obrazu Jacka Malczewskiego. I nie dziwi nas, że Kochanowski wprowadził bożka, co miał “twarz nie prawie cudną", i przez jego usta skarżył się na bezmyślne niszczenie lasów w Polsce i głupią pogoń ludzi za pieniądzem. Nimfy Nimfa (po grecku: dziewczyna) była to istota pośrednia między bogiem a człowiekiem. Nimfy żyły bardzo długo i nie starzały się nigdy, ale przecież w końcu umierały. Przebywając w pobliżu człowieka i dzieląc z nim śmiertelność, lepiej niż Olimpijczycy rozumiały jego troski i potrzeby. Na opuszczonych grobach sadziły kwiaty, a w uciążliwej drodze prowadziły wędrowców do źródeł krzepiących. Trzodom dawały paszę, a pasterzy uczyły śpiewu i grania. Szmer potoków, szum lasu, brzęczenie owadów, wszystkie głosy wiosny i lata były jakby ich śpiewem. Drobnymi, różanymi stopami przebiegały leśne polany. Były uosobieniem wszystkiego, co miłe, wdzięczne, wrażliwe, delikatne w przyrodzie. Poświęcano im piękne źródła, albowiem woda była ich właściwym żywiołem. W skalistej Grecji woda jest zawsze bezcenną rzadkością. Najlichsze źródło może się wydać czymś boskim, godnym najtkliwszej opieki. Kto po kilku godzinach drogi wśród spiekoty odnajdywał pod kamieniem bijący w górę stożek wody, przyklękał, pił, a następnie, przygiąwszy gałąź drzewa, które rosło nad źródłem, zawieszał na niej swój kubek jako dar wdzięczności dla uroczych boginek, przyjaciółek ludzi. One czuwały nad czystością i dostatkiem wody i za ich sprawą brzegi rzek i strumieni maiły się świeżą trawą i kwiatami. Pewne źródła były lecznicze, stąd nimfy uważano za boginie zdrowia. Mogły również dawać jasnowidzenie i same przepowiadały przyszłość. A gdy zbrodniarz umył w źródle ręce skrwawione, nimfa tam mieszkająca porzucała swe schronienie i wędrowała gdzieś dalej. Były to bowiem istoty czyste, kochające życie, nienawidzące zła, i mówiono o nich, że pierwotnych dzikusów oduczyły ludożerstwa. Mieszkały albo w samych źródłach, albo w grotach. Pod dachem z szarego listowia oliwki biegło wejście do pieczary, zwrócone na północ, którędy szli ludzie i przylatywały pszczoły, mające we wnętrzu swoje ule. Drugie wnijście, owiane południowym wiatrem, przeznaczone było dla bogów i wiodło wprost do komnat, gdzie stały kamienne warsztaty tkackie, na których nimfy wyrabiały prześliczne tkaniny barwione purpurą morza. Po dniu pracowitym zwoływała je Artemida na nocne tańce. Nimfy wodne zwały się najady. Oprócz nich była jeszcze mnogość niezmierna innych nimf: oready mieszkały w górach, lejmoniady - na łąkach wilgotnych, driady - wśród lasów, hamadriady - w samych drzewach. “Razem z nimi - głosi Homerycki hymn do Afrodyty o hamadriadach - razem z nimi, w chwili ich urodzenia, wyrosły z gruntu dąb i świerk i kwitły pięknie wśród gór. A kiedy wreszcie nadeszła przeznaczona godzina ich śmierci, przede wszystkim te piękne drzewa usychały: kora z nich opada naokół, a gałęzie zlatują; i razem dusza z nich uchodzi przed światłem słońca". Jedna z driad powitała króla polskiego w Zamchu, opowiadając mu o sobie i swych siostrach wierszem Jana z Czarnolasu: W lesiech lata swe trawiem z fauny rogatymi, Co wy podobno mężami zowiecie dzikimi. Tam albo wieńce wijem, albo tańcujemy, Trafi się, że z Dyjaną czasem polujemy; To są nasze zabawy, póki topór ostry W modrzewiu nie namaca dusze której siostry. Był sobie młodzieniec imieniem Narcyz. Wszystkie nimfy go znały, bo wciąż przesiadywał w lasach i górach. A był tak piękny, że wszystkie się w nim kochały. Ale on nawet nie obejrzał się na żadną. Kochał tylko łowy i nie chciał słyszeć o innej miłości. Gdy jednak raz nachylił się nad strumieniem, by napić się wody, ujrzał w czystej toni własne odbicie. Zdumiał się nad swą pięknością i z owego zdumienia zrodziła się najniezwyklejsza miłość. Narcyz zakochał się sam w sobie. O całym świecie zapomniał, wpatrzony w zwierciadło wodne. W końcu umarł z próżnej tęsknoty, a gdy go złożono w ziemi, na grobie wyrósł kwiat o białych płatkach i złotym sercu, który nazwano - narcyzem. Nimfy nie miały własnych świątyń, posągi ich ustawiano w grotach, a na drzewach im poświęconych zawieszano rozmaite dary wotywne. Żołnierz wracający z wojny ofiarowywał hełm lub dzidę, rybak sieć, panny młode, wychodząc za mąż, oddawały nimfom lalki, którymi bawiły się w dzieciństwie. Najżarliwiej czcili je wieśniacy, składający im w ofierze pierwociny z trzód i pól, zwyczajne kozy i jagnięta, albo libacje z miodu i oliwy. Do ich grot zanoszono ciastka, owoce, winogrona, a płatki róży rzucano na wody ich strumieni. Pamięć dobrych boginek trwa do dzisiejszego dnia w Grecji. Na Krecie jest kościół Świętych Dziewic, a niedaleko bije źródło, które pozostaje pod ich szczególną opieką, jakby te Dziewice były starożytnymi najadami. Asklepios (Eskulap) Asklepios był synem Apollina. Matka, nimfa Koronis, umarła przy jego narodzeniu. Niemowlęciem opiekowała się koza, która je karmiła, i pies, który strzegł kozy i dziecka. Apollo zajął się Asklepiosem, gdy chłopak już podrósł. Wtedy go oddał do szkoły Chejrona. Był to bardzo mądry starzec, który miał postać pół ludzką i pół końską. Takie istoty Grecy nazywali centaurami. Chejron znał się doskonale na myślistwie, bo w młodości towarzyszył nieraz Artemidzie, zajmował się wróżbiarstwem, gimnastyką, a zwłaszcza medycyną. Odkrył dziwne tajemnice muzyki i potrafił chorych uzdrawiać za pomocą kilku dźwięków. Do jego groty, u stóp góry Pelion w Tesalii, schodzili się bogowie, bohaterowie i ludzie po radę i opiekę. Chejron uczył Asklepiosa i objawiał mu wszystkie sekrety swej wiedzy. Ale syn boży wrychle przewyższył mistrza. Poznał sposoby wskrzeszania zmarłych i między ludzi poszła dobra nowina, że jest ktoś, co śmierci odjął moc nad światem. Gdy jednak umarli zaczęli wracać do swoich domów, spostrzeżono, że sztuka Asklepiosa jest bardzo niebezpieczna. Bogowie również uważali, że to narusza porządek rzeczy. Wówczas Dzeus zabił go piorunem. Cześć Asklepiosa, jako boga-lekarza, z Tesalii rozszerzyła się stopniowo po całej Grecji. Odrzucając poetycką legendę o jego śmierci naród wierzył, że Asklepios żyje w głębi ziemi jako wąż obdarzony wielkim rozumem i ludzką mową. Świątynie Asklepiosa stały zwykle w pewnej odległości od miast, na wzgórzach, pośród gajów świętych, w okolicy suchej, zaopatrzonej w czystą wodę źródlaną. Służbę dokoła świątyń pełnili kapłani, którzy zawodowo zajmowali się leczeniem. W początkach bowiem wiedza lekarska była własnością pewnych rodzin kapłańskich i ojciec synowi powierzał jej tajemnicę. Chorzy, przestępując próg świątyni, poddawali się pewnym praktykom, jak posty i kąpiele, oraz obrzędom oczyszczającym. Po ich spełnieniu chory układał się na skórze zwierzęcia zabitego na ofiarę lub na jednym z łóżek stojących dokoła posągu Asklepiosa. Wśród ciszy i mroku świątyni, po której kątach snuły się oswojone święte węże, chory zapadał w sen wróżebny. W marzeniach zjawiał się bóg i wskazywał, co uczynić należy. Nazajutrz chory opowiadał sen kapłanom, którzy go wyjaśniali i rozpoczynali leczenie. Uzdrowieni opuszczając świątynię zostawiali w niej eks wota, rzucali pieniądze do świętej sadzawki lub wpisywali na tablicach historię choroby i uleczenia. Od IV wieku przed n. e. cześć Asklepiosa tak się wzmogła, że dla niektórych stał się najwyższym, a może nawet jedynym bogiem. Nazywano go zbawicielem. Pod koniec starożytności jeden z ostatnich wyznawców religii helleńskiej, cesarz Julian (361-363), tak pisał: “Syn boży, Asklepios, zstąpił z nieba na ziemię i w Epidauros zjawił się w ludzkiej postaci. Tu rósł, tu się wychował i w czasie swej wędrówki po ziemi podawał ludziom dłoń pomocną. Przebywa on wszędzie, i na lądzie, i na morzu, ale nie do każdego przychodzi. Jest zbawcą zarówno grzesznej duszy, jak i chorego ciała". Nieraz przedstawiano go jako węża, a w późniejszej sztuce jako poważnego mężczyznę z brodą, o rozumnym i zamyślonym obliczu, ubranego w płaszcz i trzymającego laskę, dokoła której wije się wąż. Obok niego spotyka się jego córkę Higieję, boginię zdrowia. Był zwyczaj, że chory po wyzdrowieniu zabijał na ofiarę Asklepiosowi koguta. Lekarzy nazywano asklepiadami, czyli potomkami Asklepiosa, co przetrwało poniekąd do naszych czasów w żartobliwej nazwie “eskulap". 1. Zob. Jan Parandowski: Dwie wiosny, rozdział pt. “Droga mistyczna".
Ta pomoc edukacyjna została zatwierdzona przez eksperta!Materiał pobrano już 366 razy! Pobierz plik plan_wydarzeń_wojny_trojańskiej już teraz w jednym z następujących formatów – PDF oraz DOC. W skład tej pomocy edukacyjnej wchodzą materiały, które wspomogą Cię w nauce wybranego materiału. Postaw na dokładność i rzetelność informacji zamieszczonych na naszej stronie dzięki zweryfikowanym przez eksperta pomocom edukacyjnym! Masz pytanie? My mamy odpowiedź! Tylko zweryfikowane pomoce edukacyjne Wszystkie materiały są aktualne Błyskawiczne, nielimitowane oraz natychmiastowe pobieranie Dowolny oraz nielimitowany użytek własnyWesele Peleusa i Tetydy w pieczarze centaura Heirona Przybycie na wesele nieproszonej bogini Eris i rzucenie przez nią jabłka dla wydarzeń Wojny Trojańskiej · 1. Ślub boginki morskiej Tetydy z księciem tesalskim Peleusem. · 2. Pojawienie się na weselu bogini niezgody Eris. · o wojnie trojańskiej – krótki plan wydarzeń. 1. Jabłko z napisem „Dla najpiękniejszej”, rzucone przez Eris na ślubie Peleusa i Tetydy, 1. Wesele Tetydy i Peleusa a) jabłko z napisem „dla najpiękniejszej” przyniesione przez Eris – boginię niezgody. b) Parys jako sędzia w sporze międ..Mit o wojnie trojańskiej – plan wydarzeń · 1. Ślub Tetydy i Peleusa · 2. Porwanie Heleny przez Parysa · 3. Wybuch wojny trojańskiej · 4. Cisza morska · 5. wydarzeń wojny trojańskiej jan parandowskiNapisz szczegółowy plan wydarzeń z wojny trojańskiej Jana Parandowskiego sprawozdanie wojny trojańskiej Serwis nie odpowiada za. Treść tego mitu możemy poznać między innymi dzięki zbiorowi mitów i podań greckich zebranych przez Jana Parandowskiego w,, Mitologii. Wierzeniach i podaniach. 85% Historia wojny trojańskiej 84% Plan wydarzeń Mitu o Wojnie. Mitologia grecka i rzymska » Jan Parandowski Mitologia » Mit o. 75% Plan wydarzeń Wojny Trojańskiej według Mitologii J. Parandowskiego. 75% Plan wydarzeń Wojny Trojańskiej według „Mitologii” wyprawa Odysa na dwór Likomedesa, by zabrać Achillesa na wojnę. 79% Dzieje Odyseusza – plan wydarzeń 85% Historia wojny Ślub boginki morskiej Tetydy z księciem tesalskim Peleusem. 2. Pojawienie się na weselu bogini niezgody Eris. 3. Przekazanie złotego jabłka. Odmowa wydania Heleny przez Trojan. 10. Wybuch wojny. 11. Zaraza w Greckim obozie w dziesiątym roku wojny. 12. Odmowa Achillesa uczestnictwa w starciach. 13. Plan Wydarzeń Wojny Trojańskiej · 1. Miłość Zeusa i Posejdona do Tetydy. · 2. Ostrzeżenie dane bogom przez Temidę o przyszłym synu Tetydy który będzie silniejszy. Mit o wojnie trojańskiej – streszczenie, plan wydarzeń. Streszczenie Tetyda, jak głosiła przepowiednia, na świat miała wydać syna, który będzie potężniejszy. Odmowa wydania Heleny staje się początkiem wojny. 5. Trwająca 10 lat wojna wyniszcza obie strony sporu. 6. Śmierć Patroklesa, Hektora, Achillesa i Parysa. wydarzeń wojny trojańskiej brainlyZnajdź odpowiedź na Twoje pytanie o szczegłowy plan wydarzeń wojny trojańskiej na podstawie mitologii Jana odpowiedź na Twoje pytanie o plan wydarzeń wojny trojańskiej, punkt 11 ma być to cisza to platforma social learningowa, dzięki której otrzymasz pomoc w zadaniu domowym. Dołącz do nas i ucz się w Tetydy i Peleusa. 2. Parys, książę trojański, porywa piękną Helenę. 3. Rozpoczynają się działania wojenne i ogólna organizacja wydarzeń na podstawie mitu o wojnie trojańskiej z Mitologii J. Parandowskiego Natychmiastowa odpowiedź na Twoje chronologicznie wydarzenia wojny trojańskiej1. Ślub Tetydy i Peleusa · 2. Porwanie Heleny przez Parysa · 3. Wybuch wojny trojańskiej · 4. Cisza morska · 5. Proroctwo Kalchasa: dziesięcioletnia wojna · bohater wojny trojańskiej, król Itaki, zbudował wraz z towarzyszami konia. Uporządkuj chronologicznie wydarzenia podane w tabeli, posługując się. Plan wydarzeń wojny trojańskiej. Menelaos i Odys żądają wydania im Heleny, czego Parys nie chce uczynić, więc wybucha czego zaczęła się wojna trojańska? Historia wojny trojańskiej zaczyna się na długo przed wydarzeniami opisanymi w „Iliadzie” Homera. Według. Plan wydarzeń mitu o wojnie trojańskiej. Początek wojny trojańskiej. REKLAMA. Pojedynek Achillesa z Hektorem – punkt kulminacyjny wydarzeń.